niedziela, 13 marca 2016

Before/After Wstyd się przyznać/Trudno poznać





Widzę, że poprzedni post, bardzo wzbudził wasze zaciekawienie. Kochani ja nie mam depresji, to był tylko taki tytuł nawiązujący do współczesnych problemów. Także spokojnie, nie jest jeszcze aż tak źle ze mną ;)

Słuchajcie, ostatnio na instagramie i nie tylko zaczęły pojawiać się zdjęcia dziewcząt, z przed kilku czy kilkunastu lat i z teraz. Bardzo mi się to spodobało, bo to taka wzajemna motywacja. Ja również postanowiłam przeszperać stare zdjęcia. No chyba się troszkę pozmieniało.
Od małego byłam raczej mini pulpetem, raz mniejszym raz większym, w zależności od tego jak się ukulałam. Będąc w podstawówce jednak, miałam troszkę więcej ruchu. Zajęcia taneczne, wf i spędzanie całych dni na dworze. W gimnazjum się to zmieniło. Przeszłam na osiadły tryb życia. Komputer, czipsy, fast-foody, obiadki za trzech. Tak spędzałam całe dnie, więc jak można się domyślić rosłam w tempie zastraszającym...i to w cale nie w wzwyż, a w szerz. Doszło do tego, że ważyłam naprawdę dużo...bo 76 kilo. Jestem wysoka, jednak to dużo za dużo nawet jak na mój wzrost. Czułam się okropnie, ale nie mogłam przestać jeść.
Wysoki pulpet, w okrągłych okularkach... wyglądałam tragicznie. jeszcze w dodatku uwielbiałam eksperymentować z włosami, więc ścinałam je co jakiś czas pogarszając sprawę... Bo wiadomo im dłuższe włosy tym szczuplej wyglądasz. Najgorsze przyszło wtedy, kiedy Małgorzata Kożuchowska ścięła  swoje włosy, co to była za metamorfoza ! Byłam tak zafascynowana, że postanowiłam ściąć również swoje... praktycznie na chłopaka. Boziuchny, wieś tańczy i śpiewa... Twarz miałam okrągłą, jak księżyc w pełni, jak to określał mój kochany tata, dupę jak Kim Kardashian, a nogi jak dwie parówki. Moje przyjaciółki, zawsze wyglądały pięknie...szczupłe, ładnie ubrane, a ja zawsze gruba i ubrana jak wieśka, bo wszystko leżało na mnie jak... nawet ciężko znaleźć określenie.
Porażka !
W połowie gimnazjum się obudziłam. Postanowiłam, że to czas by w sobie coś zmienić. No to jak zwykle, nie znając instrukcji obsługi swojego ciała, zaczęłam stosować głodówki, jakieś durne cud diety. Ale wiadomo, z jednej strony dieta cud, a z drugiej budka z kebabem, a że kroków kilka do przejścia to się pofatygowałam do tej budki zwanej rajem.
Nadszedł dzień, że powiedziałam dość, te diety cud nie pomagają, co więcej chyba jeszcze bardziej mi szkodzą, więc zabrałam się za czytanie. Dowiedziałam się najważniejszych rzeczy dotyczących zrzucania zbędnych kilogramów i zaczęłam działać. Teraz zamiast spędzania czasu przy komputerze z jedzeniem w ręku, jeździłam na rowerze, biegałam, ćwiczyłam w domu. Przez myśl nawet nie przeszło mi żeby wybrać się na siłownie...to były czasy gdzie dziewczyny raczej były tam rzadko spotykane, bo przecież od pierwszego razu stajesz się kulturystką.
Stosowałam wtedy również dietę, żadną wyczytaną, po prostu wymyśliłam sobie, ze będę zjadała pewną liczbę kalorii. Nie liczyłam ile kalorii dziennie powinnam przyjmować, strzeliłam sobie, że będzie to 1200 kcal.  Zaczęłam więc jeść zdrowo i dużo ćwiczyłam. Odstawiłam cukier i ograniczyłam sól do minimum, mimo, że uwielbiam... Coś się zadziało, waga sukcesywnie się zmniejszała.
Nie tylko ja widziałam postępy, co sprawiało, że byłam naprawdę bardzo szczęśliwa.
Liceum. Moja figura już nie przypominała tłustej foki, tylko w miarę normalną dziewczynę. Nadal nosiłam okulary i nadal nie wiedziałam co zrobić z twarzą, bo raczej nigdy się nie malowałam, a jeśli tak to tylko rzęsy i to jeszcze kosmetykami podkradzionymi mamie. Poprzeglądałam jakieś filmiki na youtubie i zaczęłam coś z tą moja patelnią robić. No dobra jest nieźle. Ale cały czas mi było mało.
Wybłagałam więc mamę, na kupno soczewek. Zjeździła ze mną, chyba wszystkich możliwych okulistów, bo bardzo ciężko było je dobrać, ale udało się ! W końcu po tylu próbach mi się udało.
Moje szczęście sięgało zenitu, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zapisałam się na siłownie. Dieta i codzienne treningi. Czułam się coraz lepiej. Siłownią byłam tak wciągnięta, że pomimo tysiąca innych zajęć i tego, że ze zmęczenia często padałam na ... twarz, biegałam tam jak szalona.
I udało się, wszystko co sobie wymarzyłam się spełniło...nie, nie spełniło. Dokonałam tego sama, ciężką i mozolną pracą. Nie dziwcie się, że często sprawiam wrażenie zakochanej w sobie, ja po prostu jestem z siebie dumna... Nie jestem narcyzem, bo jestem bardzo krytyczna wobec siebie, ale wiem, że inni by się poddali, kiedy ja walczyłam dalej. Nadal mam wady, nad  którymi staram się pracować, ale któż z nas ich nie ma ?
Dawajcie czadu, teraz kolej na was i mniej wad tym lepiej !

A Tu macie, coś do pomocy uwierzenia we własne możliwości. Nie dodaje tego, by ktoś ślinił się na mój widok, tylko by osoby, które myślą, że się nie da - uwierzyły, że tylko jeden mały krok dzieli ich od osiągnięcia swoich marzeń.

Większość przykrych zdjęć niestety usunęłam... chciałam zapomnieć o loszce, ale mam kilka.
Myślę, że wam wystarczy... bo mi owszem... haha. Piiiiig Piiig loszki do roboty !










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz